Spontaniczny wypad do Dymchurch - plaża "w kaloszach"
Mój syn ma niedługo tygodniowe ferie październikowe… Ja nic nie planowałam… bo to przecież pierwsza klasa i długi wyjazd, to może być za dużo dla niego… Ale z drugiej strony ja mam jeszcze wolne, mój mąż by mógł wziąć dzień wolnego, córka w żłobku, więc nie trzeba się pytać o pozwolenie. Zatem gdzie? Mój mąż zadaje mi pytanie, czy nie chciałabym zobaczyć się z rodziną w Anglii (moi rodzice i siostra z rodziną tam mieszka)… Oczywiście, że chcę! Pytam zatem synka, czy plaża “w kaloszach” by była ok? On na to z radością, że tak… i że kalosze to też nie jest problem. Okazuje się, że moja siostra zorganizowała juz wyjazd na “karawany” w Kornwalii od poniedziałku do piątku… A my mamy czas od piątku do wtorku - zatem zdecydowaliśmy, że tym razem ich nie odwiedzimy, a sami pojedziemy nad morze do Anglii blisko kanału La Manche.
Szukaliśmy, szukaliśmy… bo to okres wakacyjny w Anglii i dużo miejsc zostało zarezerwowanych, również cena odgrywała tutaj znaczącą rolę. W końcu zdecydowaliśmy się też na karawanę ale prywatną w Dymchurch.
Sam dojazd od nas niestety trwa 6 godzin i jeszcze przeprawa przez kanał. Możecie się zapytać dlaczego nie mogliśmy znaleźć czegoś po naszej stronie? Po pierwsze moi bliscy i moja przyjaciółka jeszcze z podstawówki, jak również kuzynka i przyjaciele mojego męża, mieszkają w Anglii i wiele z nich niedaleko bądź w Londynie. Również językowo się czujemy tutaj swobodnie… I do tego Anglia ma w sobie taki urok… Mieszkać na stałe bym nie chciała ale ich styl, gdzie myśli się za każdym razem… “ach to wygląda magicznie”… “spójrz na ten urokliwy sklep, domek, rodzinną restaurację “itp. Ta pogoda, chociaż często irytująca, ma też coś z magii!
Zatem jedziemy do Anglii! Jedna z najważniejszych atrakcji dla mojego sześcioletniego synka, to przejazd Eurotunelem! Bo przecież jak pociąg może przetransportować samochody i pasażerów? W tym momencie cieszymy się, że możemy takie doświadczenia dzielić z naszymi dziećmi.
Przeprawa za nami ale jak wygląda sam Dymchurch i nasza karawana? Miasteczko jest małe ale okolice są prześliczne, długie piaszczyste plaże, oczywiście w czasie odpływów. Są miejsca z dużą ilością kamieni i muszelek! Nasza córka była bardzo cicha… wiele nowych wrażeń.. ale można było u niej wyczuć zaskoczenie i chęć odkrywania… Za to nasz syn jak “nakręcony”, godzinami mógłby się bawić na tych pięknych plażach!
W tym malowniczym miasteczku znajdziecie również tesco, restauracje, sklepy z pamiątkami… tam kupiłam moją czerwoną czapkę!
Również nasz nocleg pozytywnie nas zaskoczył. To była taka prawdziwa i do tego śliczna karawana… całe szczęście, że z dobrym ogrzewaniem. Mój mąż nazwał ja “old timer” - bo nie była najmłodsza ale widać, że własciciele sami tam przyjeżdżają i naprawdę dbają o nią.
Nie jestem ekspertem od karawan ale co mi się w nich podoba: to cena, przestrzeń w okół nich… bo znajdziesz tam plac zabaw dla dzieci i miejsce do biegania! Nasze dzieci mogę z czystym sumieniem napisać, miały tam radochę!
Przez to, że nasz wyjazd był spontaniczny, i nie ukrywajmy, za krótki, to nie nastawialiśmy się na zwiedzanie. Ale nie nastawiać się ale spontanicznie gdzieś się wybrać? Raz zapytaliśmy się syna, czy chciałby zamek zobaczyć… on na to, że tak ale dla mężczyzn. Hm, dla mężczyzn? Siedzę oczywiście na komórce i szukam zamków… pokazuje jemu “zamek w Dover” i pytam się czy jest on wystarczająco męski…podobno są tam armaty. Po pozytywnej decyzji mojego syna pojechaliśmy w kierunku białych klifów, gdzie znajduje się zamek Dover zwany “kluczem do Anglii”.
Nie mogło zabraknąć oczywiście zdjęcia z armatą… ale ktoś był ciągle w ruchu!
Jak widać, pogoda nam w tym dniu super dopisała i byliśmy naprawdę zachwyceni tym miejscem. Wiadomo, po kilku godzinach zwiedzania, zaczęło się strasznie nudzić naszym pociechom, które były nie tylko zmęczone wspinaczką po wielu schodach ale również głodne.
Dobry przyjaciel mojego męża wraz ze swoją żoną spotkał się z nami na obiad w restauracji , która jest usytuowana blisko zamku. Atmosfera była miła, dzieci znalazły swoje ulubione w Anglii fish&chips…nie zapomnijmy tylko o ketchupie, a ja z mężem zamówiliśmy tradycyjne angielskie jedzenie. Mięsko było bardzo smaczne, ciasto również, warzywa były ok… ale nie posolone. Ja wiem, że to standard w Anglii i przecież nie pierwszy raz już jem tutaj, ale i tak jestem tym zaskoczona.
Jak już piszę o jedzeniu, to nie mogę nie wspomnieć o rodzinnej restauracji w Dymchurch : “The Galley Dymchurch” Byliśmy tam bardzo ciepło przyjęci, herbatka z mlekiem była wyśmienita, a jedzenie po prostu domowe! Oczywiście nasze dzieci w Anglii żyły na fish&chips…nie zapomnijmy tylko o ketchupie ….
Aż miałam wyrzuty sumienia jeżeli chodzi o warzywa…ale w naszej karawanie przygotowywaliśmy śniadania i kolacje, a owoce zjadaliśmy po drodze! Czemu tak się tłumaczę? Hm, sama sobie…
Jeszcze jedno, w Dymchurch jest kolejka “RH&DR Romney, Hythe & Dymchurch Railway”, którą chcieliśmy się przejechać ale oczywiście w październiku już była zamknięta… może na Święta Bożego Narodzenia otwierają ją? Właśnie widzę na ich stronie, że otwierają ponownie w listopadzie…
Mówi się trudno, nie przejechaliśmy się ale przez to zwiedziliśmy zamek w Dover!
Jeszcze raz chciałabym podziękować mojej przyjaciółce, jak również przyjacielowi mojego męża wraz z jego śliczną żoną za przyjazd do nas… Szkoda, że nie mogliśmy zobaczyć się z innymi ukochanymi nam osobami… ale takie jest życie, że nie zawsze wszystko można zrealizować. Ale na wszystko przyjdzie czas… aż nie mogę się doczekać następnego “spontanicznego wypadu”!
Comments